sobota, 4 stycznia 2014

Niespodziewany gość



Część piąta:
-To Ty Vincent! – rzuciła się na mnie, z tym samym uśmiechem, który widziałem ostatni raz dwa lata temu. Niesamowita dziewczyna, pierwszy raz od tygodni byłem szczęśliwy. Nie odezwałem się, nie wiedziałem co powiedzieć. Załapała mnie za ramiona popatrzyła w oczy i cały czas była uśmiechnięta, niesamowite przeżycie. Jej wielkie oczy, które zawsze uwielbiałem, były jeszcze ładniejsze, a mały nosek i pełne usta idealnie komponowały się z jej niesamowitym, promiennym uśmiechem.
- Co się z Tobą działo? Boże, nie wierzę, że Cię widzę. – szybko dodała, chyba jeszcze nie załapała tego, jak ja wyglądam.
- Świetnie Cię widzieć. Wiesz, zatrzymałem się na jakiś czas w naszym domku letniskowym niedaleko jeziora i głód mnie tu przyprowadził po zakupy. – uśmiechnąłem się, ale widziałem, że z jej twarzy znika uśmiech i zaczyna łapać o co chodzi.
- Jak Ty wyglądasz? W ogóle co to za walizka? Przeżyłeś chyba długą noc, a do domku letniskowego chyba nie zamierzasz wracać… Chodź, pójdziemy do mnie, rodziców nie ma, są w pracy, miałam iść do szkoły, ale w tym wypadku muszę się Tobą zająć, ale zrobię to pod jednym warunkiem, jeśli opowiesz, co Cię tu sprowadza, przecież już od dawna tu nie przyjeżdżasz, a tym bardziej sam.  – Spadła mi z nieba, myślałem, że już nigdy nie zaproponuje wspólnego śniadania.
- Jasne, w porządku – westchnąłem głęboko – chodźmy do Ciebie, nie będę niczego przed Tobą ukrywał, wszystko Ci powiem przy śniadaniu.
Jednak ciągnąc się znów drogą, do domu Gin, słyszałem z oddali znajomy dźwięk – była to turbina starego Camaro, wiedziałem, że żadne inne auto nie ma takiego odgłosu, to był ten sam wóz. Gin coś do mnie mówiła, ale nie zwracała na to uwagi, przyglądałem się przejeżdżającemu Chevrolet’owi, za kierownicą którego siedziała mizerna sylwetka jakiegoś mężczyzny, wyglądał jak kontur gościa, którego widziałem w świetle reflektorów w nocy, jestem niemal pewny, że to był ten sam facet. Przejechał obok nas i zatrzymał się przy sklepowym parkingu.
- Co u matki? Vince, słuchasz mnie w ogóle? – oderwałem wzrok od samochodu i popatrzyłem na nią.
- Nie wiem, dawno się z nią nie widziałem, wyprowadziłem się się od niej i żyję na własny rachunek, dzwonię do niej raz w tygodniu i pytam co u niej.
-  W takim razie gdzie teraz mieszkasz? Co robisz?
- Yyy… - chciałem jakoś ją spławić, ale to było bez sensu, skoro musiałem jej opowiedzieć całą sytuację z walizką, o sobie też musiałem i o swoim życiu. – nie wiem czy chcesz o tym słuchać.
- Mów, chcę wiedzieć wszystko. – powiedziała tak stanowczo i oczywiście, jakbyśmy wcale nie stracili na relacjach przez te dwa lata.
- Nie wiem co robić, stoczyłem się… mieszkam z jakimiś typami, który prawie nie znam, śpię tam tylko tak naprawdę, a zarabiam na to wszystko handlując dragami.
- Boże, Vince… myślałam, że dasz sobie z tym spokój, mówiłeś, że to tylko zarobek na chwilę i że znajdziesz coś legalnego. – spojrzała na mnie z politowaniem, nie potrafiłem się już do niej odezwać. Szliśmy tak bez żadnego słowa aż do jej domu. Nic się nie zmienił. Zawsze piękny ogród, którym fanatycznie zajmuje się jej matka, spory basen za domem, dwupiętrowy dom. Wyglądał jakby projektował go najlepszy inżynier na świecie, zawsze mi się podobał.
Weszliśmy do domu, zdjąłem płaszcz, Ginny zaproponowała mi prysznic, a w tym czasie ona zrobię coś do jedzenia. Nie miałem już od 3 dni niczego konkretnego w ustach, naprawdę chciałem coś w końcu zjeść.  Kiedy wyszedłem spod prysznica na sedesie leżała już przygotowana świeża koszulka, ubrałem się w swoje spodnie i zszedłem do kuchni. Była spora, po środku był blat, który oddzielał kuchenkę od stoły z krzesłami. To było chyba najlepiej oświetlone pomieszczenie w całym domu.  Zauważyłem, że z zainteresowaniem oglądała waliz, kiedy wszedłem, zapytała, skąd ją mam.
- Usiądź, daj mi zjeść i wszystko Ci opowiem.
Słuchała z ogromnym zainteresowaniem, ale nie była zaskoczona, wyglądała jak zahipnotyzowana moją opowieścią. Można było odnieść wrażenie, że moja historia jest zmyślona. Aż doszedłem do momentu opuszczonego domu i naszego spotkania.  Kiedy skończyłem, popatrzyła na mnie, nie wiedziała co powiedzieć. Wstała i zwyczajnie mnie przytuliła.
-Tęskniłam za Tobą, naprawdę tęskniłam. – zrobiło mi się niesamowicie przyjemnie, objąłem ją i jeszcze chwilę była wtulona we mnie.
- Słuchaj, potrzebuję Twojej pomocy, masz jakieś narzędzia? Chciałbym otworzyć tę walizkę.
- Tak, mam. W garażu jest tego mnóstwo, chodź, zaprowadzę Cię. – doskonale wiedziałem gdzie jest jej garaż, często się tam bawiliśmy w chowanego. Weszliśmy tam, pomieszczenie było tak czyste i sterylne, że nie przypominało składziku na klamoty. Nie wiedziałem szczerze, jak zabrać się za otworzenie tej walizki.
- Może spróbuj tym? – z uśmiechem sięgnęła z jakiejś skrzynki po diaks i podała mi go. Bałem się zawartości walizki. Ale w końcu uruchomiłem narzędzie, zajęło to dosłownie 3 minuty, rozciąłem mechanizm z szyfrem i walizka była już uchylona, wystarczyło ją do końca otworzyć. Widziałem w oczach Ginny zachwyt, była podjarana opowieścią, a do tego tajemnicza zawartość walizki. Otworzyłem ją, a tam leżała koperta. Co raz bardziej mi się to nie podobało, obok koperty leżał plik pieniędzy o łącznej wartości około 10 tyś. dolarów. Sięgnąłem po kopertę, wyciągnąłem złożony papier, rozłożyłem go, a tam znajdowało się imię i nazwisko: Willer Butch, adres: Floryda, Miami, Jefferson Ave 10234. Znowu nie wiedziałem, co to ma znaczyć. Spojrzałem na dziewczynę i nie wiedziałem co mam robić.
- Jedziemy tam! – krzyknęła.
-Nie ma mowy, zostajesz tu, w ogóle nie powinniśmy się spotkać. To moja sprawa, sam jeszcze nie wiem co z tym zrobię, ale nie ma mowy, zostajesz tutaj.
Nagle usłyszałem znów ten sam dźwięk co w nocy, to te samo auto, przeraziłem się, wyjrzałem przez okienko, silnik zgasł, wyszedł z niego ten sam gość, którego widziałem i szedł w stronę drzwi.

Źródło: http://www.wobistal.pl

Koniec rozdziału I

3 komentarze:

  1. Coraz bardziej mi się podoba. Trzyma w napięciu i tak dalej trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no, no ^^ Widzę postępy :)

    Historia nabiera rumieńców. Zwolniliśmy trochę tempo na rzecz opisów, super! Widać, że się rozkręcasz. Urocza postać dziewczyny, mam nadzieję, że dowiemy się o niej trochę więcej.

    Nie byłabym sobą gdyby nie napisała kilku uwag :)

    Oczywiście cieszę się, że starasz się wplatać więcej opisów. Od razu daje to dobry klimat. Pilnuj się tylko z powtórzeniami.

    Poza tym uważam, że jeden wątek jest stanowczo za słabo hmmm naładowany emocjami? Mianowicie narkotyki. Vinny handluje i sam czasem bierze, a mówi o tym jakby to nie było coś silnie oddziałującego na życie. Coś zbyt prosto przychodzi mu uznawanie, że jest na dnie. Wyszarp z niego jeszcze trochę emocji :)

    Dobra, na razie wystarczy. Wychodzi ze mnie beta i najchętniej od razu zredagowałabym ten tekst :) Pisz dalej, bo to najlepszy trening umiejętności. I jeszcze jedna mała rada na koniec: gdy już napiszesz rozdział odłóż go na dzień, albo chociaż na parę godzin. Gdy przeczytasz go po jakimś czasie łatwiej będzie Ci wychwycić miejsca do poprawki :)

    Dużo weny!

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie trochę pominąłem sam fakt uzależnienia i narkotyków, ale...
      jak widać, on na razie na to nie ma czasu. Na pewno znajdzie się do w całej historii i to niebawem.

      Powtórzenia, powtórzenia, powtórzenia... będę przeglądał tekst aż do zrzygania, żeby je wyeliminować.

      Im więcej piszę, czuję się bardziej pewnie w tym. Dzięki za te kilka słów! Motywują bardziej niż "dobra robota!".

      Usuń