Część druga:
Jechaliśmy
w stronę miasta w ogóle się do siebie nie odzywając. Gin siedziała obok mnie i
patrzyła przed siebie z zapłakanymi oczami. Wybrała sobie jakiś punkt i
wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Nie jechaliśmy głównymi ulicami,
bałem się, wolałem być ostrożny. Przemieszczaliśmy się jakimiś zaułkami i
drogami osiedlowymi. Nie zorientowałem się kiedy ten czas minął, było już koło
14:00. Podjechałem pod mieszkanie, które wynajmowałem z innymi ludźmi.
Zaparkowałem jednak przecznicę dalej, żeby auto nie rzucało się w oczy,
powiedziałem Ginny, że wychodzę i zaraz wracam, żeby nie wychodziła z
samochodu, pokiwała tylko niemo głową na znak, że zrozumiała. Wpadłem do
mieszkania, nikogo nie było, to oczywiste, był środek tygodnia, wszyscy w
pracy. Nie traciłem więc czasu i chwyciłem za plecak, w który zapakowałem
ładowarkę do telefonu, plik pieniędzy, który znalazłem w walizce i zgniecioną
kartkę z nazwiskiem i adresem. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki pistolet i też
wrzuciłem do plecaka. Wrzuciłem jeszcze mapę stanów i nie wiem
dlaczego, ale spakowałem jeszcze niewielki koc, ale to chyba z powodu Ginny,
zadziałałem instynktownie, pomyślałem, że może się przydać. I wyszedłem.
Poszedłem w stronę pojazdu. Wszedłem po drodze do sklepu kupić coś na później
do jedzenia i picia. Nie patrzyłem co to – byle szybciej. I prosto pognałem do
Gin. Otworzyłem drzwi samochodu i wsiadłem, odwróciła się do mnie, jakby
zupełnie zdezorientowana i nie widziała coś się dzieje i zapytała: „Gdzie
byłeś?”. Ona już nie kontaktowała, nie odpowiedziałem, a ona nie upierała się
przy tym, by pytać dalej, znów patrzyła przed siebie, a ja ruszyłem. Musieliśmy
gdzieś się zatrzymać, przespać noc, zaplanować wszystko od początku i przede
wszystkim pogadać. Ruszyłem. Pojechałem do motelu 6 Chicago Elk Grove, przy
ulicy Oakton Street, tam niedaleko miałem znajomego, który musiał mi pomóc. Z
tego wszystkiego musiałem odlecieć, rozluźnić się i przemyśleć. Nie zauważyłem
nawet, kiedy Ginny odwróciła się i zasnęła. Kiedy dojechaliśmy do motelu było
po 16:00. Obudziłem Gin i powiedziałem, że wychodzimy. Byłem wykończony
wszystkimi przygodami i miałem nadzieję, że w końcu się wyśpię.
Byliśmy
w pokoju, Gim ledwo chwiała się na nogach, położyła się i od razu zasnęła. Ja
korzystając z okazji wyszedłem z pokoju i pojechałem spotkać się z Timem.
Pojechałem do niego. Dobrze, że miałem te 10 kafli, mogłem kupić zapas.
Podjechałem pod jego dom, wyszedłem i skierowałem się w stronę drzwi
wejściowych. Zapukałem i nic, cisza. Pukałem jeszcze chwilę i w końcu
usłyszałem:
-Kto tam?
-To ja, Vince.
- Jaki Vince? Nie znam żadnego Vince’a.
-Kurwa! Otwieraj, to ja Vincent, jeszcze jakiś czas temu
razem jaraliśmy.
Uchyliły się lekko drzwi, przez szparę było widać oczy Tima,
które były jeszcze węższe niż szpara pomiędzy drzwiami a framugą. Otworzył
szerzej i powiedział spokojnym, naćpanym głosem: „Wchodź”.
- Wybacz Vince, wiesz jak jest. Takie czasy, człowiek boi
się o swoją dupę na każdym kroku, muszę uważać.
Co Cię sprowadza? To co zawsze?
- Tak, to co zawsze, tylko tym razem razy dwa. –
uśmiechnąłem się, Tim się uśmiechnął, obaj wiedzieliśmy o co chodzi.
Zaprowadził mnie do swojego pokoju, w którym miał ogromną
komodę, w której było mnóstwo małych szufladek. W pokoju było niesamowicie
sterylnie i czysto, w porównaniu do reszty domu, który mniej więcej wyglądał
jak rudera, w której spędziłem noc, a dym tytoniowy i (nie tylko tytoniowy) aż
gryzł w nos i gardło. Ale to nic nowego, zwykły, zdrowy człowiek bez uzależnień
by tego nie wytrzymał, ja miałem to gdzieś, mi to nie przeszkadzało. Stanął
więc Tim przed tą komodą i przyglądał się każdej szufladce z bliska, gdzie na
każdej było coś napisane, na styl jakiegoś oznaczenia. W końcu jego wzrok
doprowadził go do szufladki z napisem „QQT” i powiedział: „Tego właśnie dla
Ciebie szukałem, będziesz zadowolony”. Odsunął szufladkę, wyciągnął z niego
około kilogramową paczkę i poszedł w stronę wagi, odsypał mi 2 uncje zielska,
przesypał do oddzielnej torebki, wcisnął w ręce i powiedział rozanielone:
„Miłej zabawy”. Zapłaciłem mu 160 dolarów i szybko wyszedłem z jego domu. To
była pierwsza rzecz, jakiej potrzebowałem. Ale nie mogłem dać się zwariować,
czekały mnie jeszcze małe zakupy. Poszedłem do sklepu z prasą, aby kupić nowe
karty do telefonu. Zdecydowałem, że muszę wyrzucić kurtkę, policja zacznie
dochodzi o co w tym wszystkim chodzi, więc trzeba utrudnić im poszukiwania.
Pojechałem do jakiegoś odzieżowego sklepu, był to pierwszy lepszy sklepik z
ciuchami. Kurtkę wyrzuciłem do przysklepowego kontenera. Wszedłem do środka, znalazłem
jakiś zwykły, szary T-shirt z napisem „Outsider”, do tego zwykła, granatowa
bluza z kapturem. Zwykłe jeansy, które nie rzucały się nikomu w oczy. Zakupy
wyniosły mnie jakieś 120$, po wyjściu, reszta mojej starej garderoby dołączyła
do kurtki. Nie wiedziałem tylko, co z Gin, będzie poszukiwana, przepadła bez
żadnej wieści, dlatego jej wygląd również musi się zmienić. Krążyłem po
mieście, aż w końcu trafiłem na sklep z
perukami! To było to, świetny pomysł, wszedłem tam i bez większego zawahania,
wziąłem jasną blond perukę, z włosami dłuższymi niż naturalnie miała Gim. To
był genialny pomysł! Kto będzie zwracał uwagę na parę zakochanych nastolatków,
którzy lecą na weekend do kuzyna którejś ze stron?
Po
powrocie do auta sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem na lotnisko, aby
zarezerwować dwa bilety na jutrzejszy lot. Miła pani zaproponowała lot o 13:00.
Świetnie, zdążymy się wyspać. Wróciłem, na motelowy parking, było już koło
19:00, zaczęło się ściemniać, wróciłem do Ginny. Otworzyłem pokój, a jej tam nie
było… zamarło mi serce. Nie wiedziałem co robić, zacząłem nerwowo rozglądać się
po pokoju, sprawdziłem w łazience, po czym usłyszałem od strony frontowej
pokoju głos Gin: „Vince! To Ty?”,
poszedłem do niej, zobaczyłem, że trzymała w ręku puszkę Coli i piła. Wyglądała
tak, jakby nic się nie wydarzyło, gdybyśmy faktycznie byli parą nastolatków,
która jutro leci na weekend do rodziny. Zajrzała do reklamówek z zakupami.
Trzymając w ręku perukę, patrzyła na mnie i wiedziała, że zmieniłem ubranie,
nie zorientowała się na początku co jest grane.
-To dla Ciebie, będziemy podróżować po Ameryce, a Ciebie za
kilka godzin uznają za zaginioną i będziesz poszukiwana, musisz zmienić wygląd,
tak jak zrobiłem to ja.
- Dobrze. – opowiedziała tak zupełnie nie przejmując się tym
wszystkim i usiadła na łóżku.
Musiałem zajarać, to był w końcu ten moment, kiedy mogłem
się upalić. Usiadłem koło Gin, wyciągnąłem z kieszeni dużą torbę zielska,
lufkę, która zawsze mam przy sobie i nabiłem. Odpaliłem zapalniczkę,
przystawiłem lufkę do ust i zaciągnąłem się. To było jak orgazm, euforia
przeszła przez moje ciało i umysł, czułem się świetnie. To jeszcze nie był ten
stan, ale byłem na dobrej drodze. Nie zorientowałem się, kiedy Gin wyrwała mi
lufkę z ręki i zaczęła się coś wydzierać, że nie będę palił, że co ja sobie
wyobrażam, że zachowuje się jak rasowy ćpun, który musi sobie przypalić, bo nie
wytrzymam. Nie wiedziałem o co jej chodzi, byłem strasznie obojętny jej
wrzaskom. Czułem się co raz lepiej. Rzuciłem do niej coś w stylu, żeby też
zajarała, przecież to jej nie zaszkodzi. Dobry skun, który sprzedał mi Tim, on
zawsze miał dobry towar. Czułem, że moje oczy się zwężają, moja głowa stawała
się co raz ciężka, nogi i ręce również. Odwróciłem ospale i ociężale głowę w
stronę Ginny i zobaczyłem, że ona sama zaczyna palić, ale wszystko było
spowolnione. Zaciągnęła się i zaczęła się mocno krztusić. Chyba się zaśmiałem,
czułem się świetnie. Instynktownie Wyciągnąłem rękę w jej stronę i wziąłem
lufkę, żeby jeszcze więcej się upalić. W tym czasie nagle usłyszałem jakieś
głosy, był to telewizor, który włączyła Gin, siedziała naprzeciwko niego i
wpatrywała się w niego. Byłem niesamowicie upalony. Na szczęście było jedzenie,
które wziąłem na zapas. Były to jakieś bułeczki pakowane po 12 sztuk, duży
tostowy chleb, dżem malinowy, jakieś ciasteczka, których nigdy nie jadłem i
zestaw plastikowych sztućców. Zacząłem jeść bo byłem cholernie głodny.
Nawrzucałem w siebie co było możliwe. Ale jednak zauważyłem, że Gin siedzi
przed telewizją i płacze, nie miałem pojęcia co się dzieje. Zdaje się, że w
telewizji leciał jakiś kryminał, a ta niestety skojarzyła sobie śmierć swojego
ojca z jednym z bohaterów filmu. Poszedłem do niej i ją przytuliłem, chociaż
sam wtedy nie bardzo wiedziałem, po co to robię. Zaraz oderwałem się od niej,
rozebrałem i położyłem do łóżka, czułem, że muszę w końcu zasnąć, coś
powiedziałem do Gin, to na pewno było zachęcenie do wspólnego zaśnięcia, ale w
pełni nie jestem pewien, jak to dokładnie brzmiało. Wstała, podeszła do łóżka,
położyła się obok mnie i przytuliła dalej płacząc. Długo tak nie leżeliśmy, Gin
się po chwili uspokoiła i zasnęła. Ja także zasnąłem.
Tak bardzo się upaliłem, że sen, który mi się
śnił był niesamowicie realny, to była impreza, z której faktów wcześniej nie pamiętałem…
Źródło: http://www.rzeszow4u.pl/ |
http://www.photoblog.pl/ciekawexcytatyxhistorie/156950136/meg.html
OdpowiedzUsuńhttp://www.photoblog.pl/ciekawexcytatyxhistorie/156377802
Nie jest tak chwytliwe jak twoje ale może coś kiedyś ze mnie będzie : )