poniedziałek, 13 stycznia 2014

W drodze do Miami

Część druga:
               
                Jechaliśmy w stronę miasta w ogóle się do siebie nie odzywając. Gin siedziała obok mnie i patrzyła przed siebie z zapłakanymi oczami. Wybrała sobie jakiś punkt i wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Nie jechaliśmy głównymi ulicami, bałem się, wolałem być ostrożny. Przemieszczaliśmy się jakimiś zaułkami i drogami osiedlowymi. Nie zorientowałem się kiedy ten czas minął, było już koło 14:00. Podjechałem pod mieszkanie, które wynajmowałem z innymi ludźmi. Zaparkowałem jednak przecznicę dalej, żeby auto nie rzucało się w oczy, powiedziałem Ginny, że wychodzę i zaraz wracam, żeby nie wychodziła z samochodu, pokiwała tylko niemo głową na znak, że zrozumiała. Wpadłem do mieszkania, nikogo nie było, to oczywiste, był środek tygodnia, wszyscy w pracy. Nie traciłem więc czasu i chwyciłem za plecak, w który zapakowałem ładowarkę do telefonu, plik pieniędzy, który znalazłem w walizce i zgniecioną kartkę z nazwiskiem i adresem. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki pistolet i też wrzuciłem do plecaka. Wrzuciłem jeszcze mapę stanów i nie wiem dlaczego, ale spakowałem jeszcze niewielki koc, ale to chyba z powodu Ginny, zadziałałem instynktownie, pomyślałem, że może się przydać. I wyszedłem. Poszedłem w stronę pojazdu. Wszedłem po drodze do sklepu kupić coś na później do jedzenia i picia. Nie patrzyłem co to – byle szybciej. I prosto pognałem do Gin. Otworzyłem drzwi samochodu i wsiadłem, odwróciła się do mnie, jakby zupełnie zdezorientowana i nie widziała coś się dzieje i zapytała: „Gdzie byłeś?”. Ona już nie kontaktowała, nie odpowiedziałem, a ona nie upierała się przy tym, by pytać dalej, znów patrzyła przed siebie, a ja ruszyłem. Musieliśmy gdzieś się zatrzymać, przespać noc, zaplanować wszystko od początku i przede wszystkim pogadać. Ruszyłem. Pojechałem do motelu 6 Chicago Elk Grove, przy ulicy Oakton Street, tam niedaleko miałem znajomego, który musiał mi pomóc. Z tego wszystkiego musiałem odlecieć, rozluźnić się i przemyśleć. Nie zauważyłem nawet, kiedy Ginny odwróciła się i zasnęła. Kiedy dojechaliśmy do motelu było po 16:00. Obudziłem Gin i powiedziałem, że wychodzimy. Byłem wykończony wszystkimi przygodami i miałem nadzieję, że w końcu się wyśpię.
                Byliśmy w pokoju, Gim ledwo chwiała się na nogach, położyła się i od razu zasnęła. Ja korzystając z okazji wyszedłem z pokoju i pojechałem spotkać się z Timem. Pojechałem do niego. Dobrze, że miałem te 10 kafli, mogłem kupić zapas. Podjechałem pod jego dom, wyszedłem i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Zapukałem i nic, cisza. Pukałem jeszcze chwilę i w końcu usłyszałem:
-Kto tam?
-To ja, Vince.
- Jaki Vince? Nie znam żadnego Vince’a.
-Kurwa! Otwieraj, to ja Vincent, jeszcze jakiś czas temu razem jaraliśmy.
Uchyliły się lekko drzwi, przez szparę było widać oczy Tima, które były jeszcze węższe niż szpara pomiędzy drzwiami a framugą. Otworzył szerzej i powiedział spokojnym, naćpanym głosem: „Wchodź”.
- Wybacz Vince, wiesz jak jest. Takie czasy, człowiek boi się o swoją dupę na każdym kroku, muszę uważać.  Co Cię sprowadza? To co zawsze?
- Tak, to co zawsze, tylko tym razem razy dwa. – uśmiechnąłem się, Tim się uśmiechnął, obaj wiedzieliśmy o co chodzi.
Zaprowadził mnie do swojego pokoju, w którym miał ogromną komodę, w której było mnóstwo małych szufladek. W pokoju było niesamowicie sterylnie i czysto, w porównaniu do reszty domu, który mniej więcej wyglądał jak rudera, w której spędziłem noc, a dym tytoniowy i (nie tylko tytoniowy) aż gryzł w nos i gardło. Ale to nic nowego, zwykły, zdrowy człowiek bez uzależnień by tego nie wytrzymał, ja miałem to gdzieś, mi to nie przeszkadzało. Stanął więc Tim przed tą komodą i przyglądał się każdej szufladce z bliska, gdzie na każdej było coś napisane, na styl jakiegoś oznaczenia. W końcu jego wzrok doprowadził go do szufladki z napisem „QQT” i powiedział: „Tego właśnie dla Ciebie szukałem, będziesz zadowolony”. Odsunął szufladkę, wyciągnął z niego około kilogramową paczkę i poszedł w stronę wagi, odsypał mi 2 uncje zielska, przesypał do oddzielnej torebki, wcisnął w ręce i powiedział rozanielone: „Miłej zabawy”. Zapłaciłem mu 160 dolarów i szybko wyszedłem z jego domu. To była pierwsza rzecz, jakiej potrzebowałem. Ale nie mogłem dać się zwariować, czekały mnie jeszcze małe zakupy. Poszedłem do sklepu z prasą, aby kupić nowe karty do telefonu. Zdecydowałem, że muszę wyrzucić kurtkę, policja zacznie dochodzi o co w tym wszystkim chodzi, więc trzeba utrudnić im poszukiwania. Pojechałem do jakiegoś odzieżowego sklepu, był to pierwszy lepszy sklepik z ciuchami. Kurtkę wyrzuciłem do przysklepowego kontenera. Wszedłem do środka, znalazłem jakiś zwykły, szary T-shirt z napisem „Outsider”, do tego zwykła, granatowa bluza z kapturem. Zwykłe jeansy, które nie rzucały się nikomu w oczy. Zakupy wyniosły mnie jakieś 120$, po wyjściu, reszta mojej starej garderoby dołączyła do kurtki. Nie wiedziałem tylko, co z Gin, będzie poszukiwana, przepadła bez żadnej wieści, dlatego jej wygląd również musi się zmienić. Krążyłem po mieście, aż  w końcu trafiłem na sklep z perukami! To było to, świetny pomysł, wszedłem tam i bez większego zawahania, wziąłem jasną blond perukę, z włosami dłuższymi niż naturalnie miała Gim. To był genialny pomysł! Kto będzie zwracał uwagę na parę zakochanych nastolatków, którzy lecą na weekend do kuzyna którejś ze stron?
                Po powrocie do auta sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem na lotnisko, aby zarezerwować dwa bilety na jutrzejszy lot. Miła pani zaproponowała lot o 13:00. Świetnie, zdążymy się wyspać. Wróciłem, na motelowy parking, było już koło 19:00, zaczęło się ściemniać, wróciłem do Ginny. Otworzyłem pokój, a jej tam nie było… zamarło mi serce. Nie wiedziałem co robić, zacząłem nerwowo rozglądać się po pokoju, sprawdziłem w łazience, po czym usłyszałem od strony frontowej pokoju  głos Gin: „Vince! To Ty?”, poszedłem do niej, zobaczyłem, że trzymała w ręku puszkę Coli i piła. Wyglądała tak, jakby nic się nie wydarzyło, gdybyśmy faktycznie byli parą nastolatków, która jutro leci na weekend do rodziny. Zajrzała do reklamówek z zakupami. Trzymając w ręku perukę, patrzyła na mnie i wiedziała, że zmieniłem ubranie, nie zorientowała się na początku co jest grane.
-To dla Ciebie, będziemy podróżować po Ameryce, a Ciebie za kilka godzin uznają za zaginioną i będziesz poszukiwana, musisz zmienić wygląd, tak jak zrobiłem to ja.
- Dobrze. – opowiedziała tak zupełnie nie przejmując się tym wszystkim i usiadła na łóżku.
Musiałem zajarać, to był w końcu ten moment, kiedy mogłem się upalić. Usiadłem koło Gin, wyciągnąłem z kieszeni dużą torbę zielska, lufkę, która zawsze mam przy sobie i nabiłem. Odpaliłem zapalniczkę, przystawiłem lufkę do ust i zaciągnąłem się. To było jak orgazm, euforia przeszła przez moje ciało i umysł, czułem się świetnie. To jeszcze nie był ten stan, ale byłem na dobrej drodze. Nie zorientowałem się, kiedy Gin wyrwała mi lufkę z ręki i zaczęła się coś wydzierać, że nie będę palił, że co ja sobie wyobrażam, że zachowuje się jak rasowy ćpun, który musi sobie przypalić, bo nie wytrzymam. Nie wiedziałem o co jej chodzi, byłem strasznie obojętny jej wrzaskom. Czułem się co raz lepiej. Rzuciłem do niej coś w stylu, żeby też zajarała, przecież to jej nie zaszkodzi. Dobry skun, który sprzedał mi Tim, on zawsze miał dobry towar. Czułem, że moje oczy się zwężają, moja głowa stawała się co raz ciężka, nogi i ręce również. Odwróciłem ospale i ociężale głowę w stronę Ginny i zobaczyłem, że ona sama zaczyna palić, ale wszystko było spowolnione. Zaciągnęła się i zaczęła się mocno krztusić. Chyba się zaśmiałem, czułem się świetnie. Instynktownie Wyciągnąłem rękę w jej stronę i wziąłem lufkę, żeby jeszcze więcej się upalić. W tym czasie nagle usłyszałem jakieś głosy, był to telewizor, który włączyła Gin, siedziała naprzeciwko niego i wpatrywała się w niego. Byłem niesamowicie upalony. Na szczęście było jedzenie, które wziąłem na zapas. Były to jakieś bułeczki pakowane po 12 sztuk, duży tostowy chleb, dżem malinowy, jakieś ciasteczka, których nigdy nie jadłem i zestaw plastikowych sztućców. Zacząłem jeść bo byłem cholernie głodny. Nawrzucałem w siebie co było możliwe. Ale jednak zauważyłem, że Gin siedzi przed telewizją i płacze, nie miałem pojęcia co się dzieje. Zdaje się, że w telewizji leciał jakiś kryminał, a ta niestety skojarzyła sobie śmierć swojego ojca z jednym z bohaterów filmu. Poszedłem do niej i ją przytuliłem, chociaż sam wtedy nie bardzo wiedziałem, po co to robię. Zaraz oderwałem się od niej, rozebrałem i położyłem do łóżka, czułem, że muszę w końcu zasnąć, coś powiedziałem do Gin, to na pewno było zachęcenie do wspólnego zaśnięcia, ale w pełni nie jestem pewien, jak to dokładnie brzmiało. Wstała, podeszła do łóżka, położyła się obok mnie i przytuliła dalej płacząc. Długo tak nie leżeliśmy, Gin się po chwili uspokoiła i zasnęła. Ja także zasnąłem.

 Tak bardzo się upaliłem, że sen, który mi się śnił był niesamowicie realny, to była impreza, z której faktów wcześniej nie pamiętałem…
Źródło: http://www.rzeszow4u.pl/

1 komentarz:

  1. http://www.photoblog.pl/ciekawexcytatyxhistorie/156950136/meg.html
    http://www.photoblog.pl/ciekawexcytatyxhistorie/156377802
    Nie jest tak chwytliwe jak twoje ale może coś kiedyś ze mnie będzie : )

    OdpowiedzUsuń