sobota, 4 stycznia 2014

Opuszczona rudera



 Część czwarta:

                 Doszedłem do pobliskiego przystanku, usiadłem, opatuliłem się kurtką – było zimno. Z daleka przypatrywałem się jak migają światła karetki i co chwilę przejeżdżające obok radiowozy policji. Za mną było jezioro, które mieniło się od blasku księżyca. Była to jednak chłodna noc, skórzana kurtka niestety nie wystarczyła, trząsłem się, ale nie wiedziałem, czy z przerażenia, czy może z zimna. Wstałem i poszedłem wzdłuż drogi oddalając się od miejsca morderstwa. W jednym ręku miałem zapalonego papierosa, w drugim trzymałem tajemniczą walizkę. Chciałem zobaczyć co jest w środku, ale nie znałem szyfru, nie zamierzam się teraz z nią siłować. Szedłem tak wzdłuż drogi oddalając się od miejsca morderstwa. Maszerowałem nieoświetloną drogą, która z obu stron była otoczona drzewami. Ale światło, które odbijał księżyc wystarczająco mocno świecił i oświetlał mi drogę.
                W pewnym momencie pomyślałem o Ginny. Z tego wszystkiego zapomniałem o Gin. O dziewczynie, z którą zawsze się bawiłem za dzieciaka, będąc z rodzicami na działce. Przecież ona niedaleko mieszkała. Była dwa lata młodsza ode mnie, zawsze wyglądała jak cukiereczek. Miała śliczne, zielone oczy. Były ogromne. Na jej twarzy często gościł skromny, ale urzekający uśmiech. Kruczo-czarne włosy rozpuszczone do połowy pleców. Słodki dołeczek na lewym policzku, pokazywał się tylko, jak się uśmiechała.  Nosiła zawsze na szyi dziwny wisiorek od mamy, w kształcie bumerangu, nigdy nie wiedziałem co on oznaczał, nigdy się z nim nie rozstawała. Do tego zawsze w koszulce na ramiona i krótkich szortach. Poznałem ją jak miałem 10 lat. Minęło 9 lat jak ją znam i 2 lata jak się nie widzimy. Tworzyliśmy parę najlepszych przyjaciół. Odkąd kontakt z moimi rodzicami się popsuł przestaliśmy przyjeżdżać na działkę, a Ginny kogoś ma i kontakt się urwał… Nie, nie mogę się jej zwalić na głowę w środku nocy. W końcu, idąc przed siebie, na poboczu stał jakiś opuszczony dom, a raczej rudera, do której się udałem, żeby spędzić noc, albo chociaż spędzić czas aż się rozjaśni. Ścieżka była lekko zarośnięta, jakby od kilku tygodni nikt tam nie wchodził,  a na pewno od frontowej części, za domem był las. Doszedłem do drzwi, były… a raczej w ogóle ich nie było. Wyglądało to, jakby ktoś je wyrwał, nawet zawiasów nie było. Ale co ja miałem zrobić? Wszedłem do środka, zapaliłem zapalniczkę i szukałem odpowiedniego miejsca, żeby chociaż usiąść. Schody, które prowadziły na górę wyglądały na solidne, ale ani myślałem tam wchodzić. Dom wyglądał, jakby ktoś z niego w jednym momencie wyszedł, nie zabierając ze sobą rzeczy. Jednak można było poznać, że jest zdemolowany przez ciekawskich, włamując się do niego dla zabawy. Znalazłem starą kanapę, na której mogłem śmiało się położyć, otrzepałem lekko z kurzu, usiadłem, zapaliłem jeszcze przed snem i nareszcie mogłem spocząć. Jednak nie mogłem zasnąć,wszystkie te sytuacje: z imprezą, czterdziestoletnim kolesiem w okularach, walizką i morderstwem pod domkiem letniskowym musiały się cholera jasna jakoś ze sobą wiązać. Zacząłem myśleć o przeszłości, o tym, jak jeszcze byłem dzieciakiem. Kiedy jeszcze o nic się nie martwiłem. W czasach, kiedy moim głównym problemem było to, czy brakuje mi kilku centów do lizaka. Pamiętam jeden z wieczór, który spędziłem z ojcem na ganku w domku nad jeziorem, siedząc mu na kolanach.
                Zawsze chciałem, być taki jak on, bardzo mi imponował. Miałem wtedy 11 lat. Ojciec był inżynierem i pracował dla jakiegoś dużego inwestora, projektując i budując tajne projekty dla wojska. Nie wiedziałem dokładnie czym się zajmował. Był wielkim facetem, miał około 195 cm wzrostu, potężne barki, ciemne włosy, a jego twarz ozdabiały bujne, sumiaste wąsy, które tylko jemu pasowały. W takie zimne wieczory, jak tamten na werandzie, miał na sobie flanelową koszulę i jeansy, a w ręku trzymał fajkę, którą raz po raz się zaciągał.
-Patrz tato, ile gwiazd na niebie! – wyciągnąłem rękę i wskazywałem palcem w górę, gdzie było widać mnóstwo gwiazd.
-To droga mleczna synu, w mieście byś jej nie zobaczył, za dużo świateł. – odpowiedział bardzo spokojnym, stonowanym głosem, patrząc się chwilę na mnie, a potem na gwiazdy.
-Jak dorosnę, chcę być taki jak Ty! – Ojciec się zaciągnął fajką, zakrztusił się dymem i zaczął przeraźliwie kasłać, wstał bardzo szybko, tym samym zrzucając mnie ze swoich kolan. Nie wiedziałem co się dzieje, strasznie się dusił. Matka wybiegła z domku i nie wiedziała co robić, zaprowadziła ojca do domu i dała szklankę wody. Nie mogłem spać, bo słyszałem przez drewnianą ścianę okropny kaszel ojca, następnego ranka pojechał do szpitala. Okazało się, że ma raka płuc. Od tamtej pory w naszym życiu wszystko się zmieniło. Ja z radosnego chłopca, ubranego zawsze w chłopięce, kolorowe ubrania. Zmieniłem się w ponurego, z wiecznie smutną twarzą nastolatka, a z chwilą potem mężczyznę, który musiał opiekować się matką. Kiedy miałem 15 lat, ojciec umarł. Zacząłem dilować, matka popadła w długi, musiałem jakoś na nas zarobić. Oddaliłem się od niej, przeprowadziłem i zamieszkałem z „kolegami”. Od tamtej pory się nie zmieniam, mam czarne włosy, zaczesane na bok, jakieś 180 cm wzrostu, szczupły, w widocznie wyniszczoną twarzą od dragów, z wystającymi kośćmi policzkowymi i szarą cerą od papierosów. Miałem na sobie zawsze skurzaną kurtkę, którą dostałem od matki na 16. urodziny, wydała na nią majątek, mówiła, że oszczędzała na ten prezent. Mam ją do tej pory i trzyma się nieźle. Do tego czarna koszulka i czarne jeansy, a do tego zwykłe buty, na lekkim obcasie, jak z lat 80’. Całe moje życie jest czarno-białe, odkąd umarł ojciec.
                Leżałem tak aż do momentu świtania, a wtedy zdrzemnąłem się na dwie godziny. Kiedy wstałem było kilka minut po 8:00, postanowiłem dalej iść tą drogą, aż w końcu doszedłem do sklepu, do którego przyjeżdżali wszyscy z domków, które mieli nad jeziorem. Poszedłem tam strasznie zmęczony i niewyspany, żeby kupić kawę. Kiedy doszedłem prawie do drzwi usłyszałem zza pleców: „Vince! Hej, Vincent! To Ty?”. Odwróciłem się i nie mogłem uwierzyć własnym oczom, zobaczyłem Ginny.

1 komentarz:

  1. Trochę powtórzeń - do poprawy :)
    Tekst ciekawy, jeszcze więcej szczegółów :)

    OdpowiedzUsuń