Cześć trzecia:
Nie mam pojęcia co to za walizka,
jaki jest do niej szyfr, a co gorsza, nie wiem co w niej jest. Ale nie to jest
moim największym problemem. Muszę zaszyć się gdzieś, gdzie będę miał pewność,
że nikt mnie nie śledzi. Chwyciłem dość mocno, za uchwyt walizki, wybiegłem na
środek chodnika, rozejrzałem się na lewo i prawo i od razu pomyślałem, że muszę
dostać się do małego, rodzinnego domku, za miastem nad jeziorem, tam gdzie będę
miał spokój i będę mógł odetchnąć. Dostałem się do przystanku autobusowego.
Musiałem czekać. Poszedłem do kiosku po papierosy, było już koło 14:00, piękne
bez pochmurne niebo i ja z walizką, pełną nie wiem czego i cholernie
zdekoncentrowany. Muszę koniecznie coś zjeść i się przespać, może wtedy faktycznie
sobie coś przypomnę.
Przyjechał mój autobus,
wpakowałem się w niego i odjechałem w stronę Wolf Lake. Kiedy dotarłem do małego domku, było lekko przed 16:00. Byłem wręcz wykończony.
Dobrze, że mamy tam bieżącą wodę, cholernie potrzebowałem zimnego prysznica. W
lodówce przecież nic nie było, zjadłem tylko jakieś suchary z szafki, popiłem
wodą i położyłem się w końcu.
Obudził mnie jakiś hałas, było
koło 23:00. Byłem zaspany, nie mogłem go ani zlokalizować, ani skojarzyć z
żadnym innym, które znam. Wystraszyłem się. Walizkę miałem pod łóżkiem, na
którym spałem. Po chwili ocknąłem się naprawdę. Wyjrzałem przez okno, a tam
stał odpalony stary, lecz zadbany, czarny Chevrolet Camaro, który ewidentnie
miał zmodyfikowany silnik, nigdy nie słyszałem tak potężnej mocy. A w świetle
reflektorów auta stało dwóch ludzi, kontur jednego wydał się bardziej ważny,
stał wyprostowany i to on ciągle mówił to tego mniejszego, przestraszonego
mężczyzny. Zupełnie nie wiem co się działo. Pomyślałem, że to nie moja sprawa i
położyłem się z powrotem do łóżka. Jeszcze chwilę było słychać pracę silnika,
potem strzał i oddalającą się z tego miejsca piszczącą turbinę auta. Podbiegłem
do okna i widziałem, że na ziemi leży ten pierwszy, zupełnie nie miałem pojęcia
co się dzieje. Zarzuciłem kurtkę na siebie i wyszedłem do tego człowieka. Był
nieprzytomny, ale z postrzelonym brzuchem, zadzwoniłem po karetkę, widziałem,
że jeszcze oddycha, był do uratowania. Nie planowałem zostawać i składać
zeznań, bez zastanowienia wbiegłem do domku, wziąłem walizkę, zatarłem wszelkie
ślady mojego użytkowania i wyszedłem z niego, idąc w stronę drogi głównej,
słysząc z oddali nadjeżdżającą karetkę.
Źródło: http://pireamazonia.net/ |
Piszący facet... no proszę, rzadki widok na blogach :)
OdpowiedzUsuńPostaram się krótko i na temat... chociaż "krótko" to nie jest moja mocna strona :P.
W opowiadaniu czuje się pomysł. Od razu widać, że chcesz opowiedzieć jakąś historię i to prawdopodobnie dość zagmatwaną i ciekawą.
Małe rady, co do samego stylu, może Ci się przydadzą :). Po pierwsze pilnowanie osoby mówiącej. Co prawda to zdarzyło się tylko na początku, ale czytelnik gubi się w przeskokach z trzeciej osoby w pierwszą. Po drugie więcej kropek, mniej przecinków, bo się robi za dużo czasowników i zdania gubią szyk.
I potrzecie, dla mnie chyba najistotniejsze, więcej opisów. Prowadzisz wartką akcję, ale gdy w każdym zdaniu Twój bohater mówi jedynie, co robi ginie klimat. Brakuje mi tu trochę bardziej szczegółowych opisów miejsc, ludzi, zdarzeń. To pozwala wejść czytelnikowi w kreowany świat, buduje napięcie i nastrój.
Nie jestem jakimś ekspertem, ale mam nadzieję, że moje słowa tylko Cię zmotywują i będziesz pisał dalej ^^.
A.
PS Camaro to jedyny samochód, który rozróżniam i uwielbiam ^^
Cieszę się, za ten komentarz. Dzięki wielkie. Wiem, jestem świadom braku opisów! To mnie gubi. Ale dopiero zaczynam, poprawie się, obiecuję. ;D I zapraszam serdecznie na regularne odwiedzanie bloga. Co do przeciągania zdań też mam świadomość. ;/ Praca praca i jeszcze raz praca.
UsuńPS Camaro to również moje ulubione auto, jestem zaskoczony, że trafiłem w czyjś gust i nikt nie narzeka, że to nie jest mustang (nie lubię mustanga :D).
Robi się co raz ciekawiej ;) czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń